We wspólnym rytmie
Czasem czujemy, że straciliśmy wszystko. Że z naszym marzeń, planów i celów pozostały tylko zgliszcza. Ale może to najlepszy moment... żeby zawalczyć o swoje i zacząć wszystko od początku?
Tytuł: We wspólnym rytmie
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Między Słowami
Natasha
i Sara, dwie zagubione istoty. Pierwsza jest dojrzałą prawniczą,
kobietą sukcesu, która tylko pozornie ma wszystko. Tak naprawdę
czuje się dogłębnie zraniona rozwodem z mężem. To właśnie
wtedy zamknęła się w swojej samotności i przestała dopuszczać
do siebie to, co dobre. Jest jeszcze Sara, nastoletnia dziewczyna,
której życie stanęło pod znakiem zapytania. Wie tylko jedno,
kocha jeździectwo i dla tej pasji jest w stanie zrobić wszystko.
Gdy przypadek krzyżuje ich drogi, okazuje się, że mogą nawzajem
odmienić swoje życie... lub zupełnie je zniszczyć. Czy Natasha
pomoże podejrzanej, obcej dziewczynce? Czy Sara zaufa chłodnej i
zdystansowanej nieznajomej?
Jojo
Moyes to marka sama w sobie. Jedynym schematem w jej książkach jest
to, że fabuła zawsze łapie za serce i wzrusza. Poza tym... nic nie
jest przewidywalne ani typowe. Jej książki nie mają ze sobą nic
wspólnego i za każdym razem oferują nam pełnowymiarową,
niezależną powieść. To jest jeden z powodów, dla których po jej
powieści sięgam „w ciemno”.
Kolejną
charakterystyczną rzeczą tej pisarki jest powolne rozwijanie tempa
oraz sporo wątków biograficzny w pierwszej połowie książki. Z
jednej strony zabieg ten pozwala nam lepiej poznać bohaterów, z
drugiej wymaga od czytelnika pewnej cierpliwości. Tym razem było
podobnie, zanim doszłam do bardziej emocjonującej akcji, dokładnie
poznałam sytuacje rodzinną zarówno Sary, jak i Natashy.
Kiedy
jednak w książce zaczyna się dziać, jest to akcja pełna dynamiki
i zwrotów wydarzeń. Tempo nie tylko zapiera dech w piersiach, ale
porusza do żywego. Napięcie, które było budowane wcześniej,
plątanina emocji i sprzecznych uczuć, to wszystko wybucha nagle i
może doprowadzić do nieoczekiwanego finału. A pośród tego
wszystkie nie brak też chwili refleksji, sytuacji, które skłaniają
czytelnika do myślenia i przeanalizowania swojego życia. Może
brzmi to jak banał, ale czytanie o osobach, które straciły
wszystko, a mimo to odnajdują w sobie siłę, by walczyć o
marzenia, zawsze bardzo na mnie wpływa i pozostawia po sobie trwały
ślad. Tak We wspólnym rytmie to
nie tylko wciągająca historia, ale mądra opowieść, którą warto
przeczytać.
To,
co niekoniecznie wszystkim może przypaść do gustu, to bardzo
szczegółowo potraktowany temat jeździectwa. Widać, że autorka
dokładnie przygotowała się to pisania tej książki, ponieważ
profesjonalnej terminologii jest całe mnóstwo. Miłośnicy tego
sportu będą zachwyceni. Ja na początku próbowałam wyobrazić
sobie te rozliczne metody dosiadania konia, jednak po jakimś
czasie... dałam sobie spokój. Ostatecznie nie poczułam się
szczególnie rozwinięta w tym zakresie, ponieważ zdecydowanie
zabrakło wprowadzenia dla laika.
We
wspólnym rytmie to mądra,
ciepła, nie zawsze łatwa opowieść o marzeniach i życiowych
decyzjach. Watro spędzić z nią kilka wieczorów, by na nowo
zrozumieć, jak ważne jest, by czasem otworzyć się na drugiego
człowieka i nie zamykać w sobie uczuć.
Mam w planach tę książkę. Jestem ciekawa czy mi się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńJojo Moyes to mój pewniak. Lubię sięgać po jej książki, bo wiem, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńMnie też wyobraźnia co do tych wszystkich końskich figur w końcu zawiodła. Bardzo dobra książka, choć jak na Moyes to czegoś mi tam brakowało.
OdpowiedzUsuń