Pięć minut Raisy – Agata Kołakowska
Piątek trzynastego?
Czarny kot przebiegł Ci drogę? A może wstałeś lewą nogą?
Czujesz, że są takie dni, kiedy nie opuszcza Cię pech? Ciesz się,
że tylko dni! Rasia to najbardziej pechowa osoba na świecie. Czy z
takiego „osiągnięcia” może wyjść coś dobrego?
Tytuł: Pięć minut Raisy
Autor: Agata Kołakowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Mądre głowy i instytuty
badawcze okrzyknęły Raisę Hedwig najbardziej pechową osobą na
świecie. Owszem, zdarzało jej się kilka... niespodziewanych
sytuacji, jednak nigdy nie sądziła, że w jakikolwiek sposób ją
to wyróżnia. Teraz nie tylko jej pech został oficjalnie
potwierdzony, ale ona sama stała się z dnia na dzień osobom
publiczną. Kim tak naprawdę jest Raisa? Co skrywa jej przeszłość?
Czy poczciwa staruszka faktycznie jest pechowa, a może sama
odpowiada za nieszczęśliwe wypadki?
Książki Kołakowskiej
uwielbiam za to, że są od siebie tak niesamowicie różne.
Większość autorów łapie się określonego gatunku, a potem w
kółko drąży podobne tematy. W przypadku tej pisarski jest
inaczej. Jej powieści co prawda zamykają się w obrębie ogólnie
pojętej literatury obyczajowej, jednak za każdym razem opowiadają
o czymś zupełnie innym. Zachwyciłam się jej poprzednią książką,
Kolejnym rozdziałem, dlatego
bardzo optymistycznie podeszłam do Pięciu minut Raisy.
Jednak ten tytuł wymagał ode mnie więcej... cierpliwości.
Sam
pomysł uważam nie tylko za bardzo ciekawy, ale też oryginalny.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnym wątkiem głównym,
co na rynku książki jest już nie lada osiągnięciem. Jednak po
interesującym rozpoczęciu powieści, akcja na dość długo
spowalnia. Poznajemy najbardziej pechową osobę na świecie, jej
rodzinę, znajomych oraz okoliczny folklor i... na jakiś czas
zatrzymujemy się w tym gronie. Razem z dziennikarką dobijamy się
od drzwi do drzwi, by raz na jakiś czas okryć „smaczek”, ale
przez większość czasu odchodzić ze smakiem.
Akcja
przyspiesza mniej więcej w połowie powieści i wtedy też staje się
bardziej wciągająca. Na etapie, gdy znałam już wszystkich
bohaterów (a nawet samego prezydenta), z przyjemnością śledziłam
dalszy rozwój akcji oraz ich relacji.
W
ciekawy sposób przedstawiona została przeszłość bohaterki.
Chociaż akcja rozwija się głównie w teraźniejszości, pojawia
się też kilka wstawek przenoszących nasz kilkadziesiąt lat
wstecz. W ten sposób przeżywamy z Raisą jej trudne, pechowe
chwile. Warto też zauważyć, że teraźniejszość książki to
nasza... przyszłość. Element ten co prawda nie zmienia powieści w
SF, ale stanowi ciekawy ozdobnik. Kilka gadżetów, parę hologramów,
pomysł fajny, chociaż same rozwiązania mało nowatorskie.
To,
czego mi zabrakło w historii, to zwroty akcji. O ile w Kolejnym
rozdziale fabuła co chwilę
zmieniała swój bieg, tutaj większość wydarzeń rozwijała się
powoli. Nawet jeżeli na linii historii pojawiał się zakręt, był
on delikatny i przewidywalny. Nic mnie szczególnie nie zaskoczyło
ani nie zrobiło na mnie większego wrażenie.
Pięć minut Raisy to
ciepła, spokojna opowieść o najbardziej pechowej emerytce świata.
Ma ciekawą, chociaż mało zaskakującą fabułę oraz pociesznych
bohaterów. W skali literatury obyczajowej bez wątpienia jest to
dobra propozycja, jednak jak na możliwości autorki, chyba najmniej
wciągająca, spośród tych, które do tej pory czytałam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!