Miłość niejedno ma imię, zwłaszcza w książkach!
Już się zaczęło.
Spytacie co? Ano, czerwień zawładnęła światem. Czerwone wystawy,
czerwono w skrzynkach na listy, czerwone plakaty filmowe, słodycze w
czerwonych opakowaniach i te niezliczone ilości serc dookoła. Tak,
tak, Moi Drodzy, mamy walentynki! Święto Zakochanych. Stosunkowo
młode święto, które przez te kilkanaście lat zdążyło sobie
przysporzyć tak samo wielu zwolenników, jak i przeciwników.
Za jego oponentami przemawia jeden ważny argument, że miłości nie powinno wyznawać
się jednego, konkretnego dnia. Należy o nią dbać
nieustannie. I coś w tym jest. Muszę Wam się przyznać, że nie
przepadam za tym świętem. I wcale nie dlatego, że jestem singlem. Gdy słyszę (a słyszę dość często), że tego dnia będę miała chandrę, odpowiadam, że tak samo, jak miłość można
wyznawać każdego dnia, tak samo ja, chandrę miewam niekoniecznie w walentynki. :):)
Można za tym świętem
przepadać lub nie, ale jest to przecież święto miłości, z
którą każdy z nas miał do czynienia. A już szczególnie my,
miłośnicy literatury. Bo książek o miłości nikt nie jest w
stanie zliczyć.
No właśnie. I tak
sobie myślę: bo przecież, tak jak wspominałam, walentynki to
święto młode, a na kartach książek (i nie tylko) ludzie kochają
się od zarania wieków. I nigdy nie potrzebowali takich dowodów
miłości jak kartki w kształcie serduszek i inne walentynkowe
atrybuty. A losy ich miłości, jak wiemy, bywały różne.
A jaką plejadę
wspaniałych par znajdujemy na kartach dzieł literackich.
Podejrzewam, że gdyby dziś zrobić na ulicach sondę i spytać
przechodniów o najbardziej popularną parę literackich kochanków,
to niestety jednogłośnie wygraliby Anastasia i Grey, bohaterowie
książek pani E. L. James.
O tempora, o mores! – aż
chce się zakrzyknąć. Dlaczego właśnie oni? A gdzie Julia i
Romeo, Izabela i Stanisław, Scarlett i Rhett? Przecież to o nich, z
wypiekami na twarzy, czytały nasze babcie, mamy, a nawet my sami.
I tak, ja wiem, to nie były miłości szczęśliwe, ale i takie
znajdziemy, jak dobrze poszukamy. Czy naprawdę wierzymy w to, że
Ana i Christian, będą żyli długo i szczęśliwi? No nie wiem. Ja
chyba i tak wolę Stasia Wokulskiego:):)
Kochani Moi! 14 lutego,
kiedy będziemy się rozkoszować tym romantyzmem sączącym się ze
wszystkich kątów, z cichym westchnieniem wspomnijmy ich. Wielkich,
literackich kochanków, którzy nie zawsze kończyli szczęśliwie,
ale dzięki nim przeżywałyśmy niezapomniane chwile nad wyśmienitą
lekturą. Oni byli, są i będą. A czy jesteście pewni, że nasze dzieci
będą wiedzieć, kim byli Anastsasia i pan Grey? Zobaczymy!
Happy Valentines Wam
życzę!:):)
Dorota Skrzypczak
Oh, tylko nie Grey i panna z ołówkiem w buzi - jak dla mnie nie zasługują na miano najpopularniejszej romantycznej pary :) w ogóle - mimo że przebrnęłam tylko przez pierwszą część - ja tam nic romantycznego w ich relacji nie widziałam :)
OdpowiedzUsuń