Zmiana – J. Sterling
Żeby wygrać, trzeba grać! Jednak życie nie zawsze daje nam równe szanse. Bramki są dwie? Gdzieżby! Jest ich całe mnóstwo! Tak samo jak przeciwników! Bez zmian pozostaje tylko jedna zasad: piłka jest w grze i to od Ciebie zależy, jak ją wykorzystasz. A więc, do gry!
Tytuł: Zmiana
Autor: J. Sterling
Wydawnictwo: SQN
Jack i Cassie, po wielu
miłosnych zawieruchach, zeszli się i zamierzają zacząć od nowa.
Od tej pory pragną już tylko cieszyć się sobą i wieść
spokojne, przepełnione seksem, życie. Los ma jednak dla nich inne
plany. Wygrali w pierwszym tomie? Życie zażądało dogrywki i
zaczęło rzucać im kłody pod nogi. Praca Cassie, nagła
popularność Jacka i przeszłość, o której wcale nie tak łatwo
zapomnieć. Czy para podoła kolejnym próbom?
Poprzednia część mnie
urzekła. Nie była może szczególnie przełomowa, ale miała w
sobie coś fajnego, co rozłożyło mnie na łopatki. Może nie
nokautem, ale jednak „wygrała ze mną na punkty”. Dlatego do
kolejnego tomu podeszłam pełna nadziei, że znowu uda mi się miło
spędzić czas. A więc... ogłaszam rewanż!
Perfect game miało
mieć w założeniu tylko jeną część. I to wyraźnie da się
wyczuć. Zwłaszcza na samym początku, kiedy miłość między
bohaterami kwitnie, niczym przebiśnieg na wiosnę. Upojne chwile
przeplatane są retrospekcją i wstydliwą opowieścią o tym, co się
działo z Jackiem zanim trafił w progi swojej Kici. O ile sam pomysł
może nie jest zły, to został zbyt rozwleczony. Dopiero po około
100 stronach wypominania szczegółów przeszłości, z ulgą wracamy
do teraźniejszości (no dobrze, było kilka bieżących scen, jednak
nie zrobiły one na mnie szczególnego wrażenia, opowieść o
zamawianiu pizzy rzadko porywa mnie bez reszty). Właśnie dlatego
uważam, że pierwszy punkt należy się mi. Za to, że to
przetrwałam i czytałam dalej.
I całe szczęście. Bo
potem robi się dużo lepiej. Zaczynają się pojawiać problemy,
prawdziwe problemy (nie to ile pizzy zamówić). Nasza bohaterka
wpada z deszczu pod rynnę. Wcześniej cierpiała przez brak Jacka,
teraz doskwierają jej konsekwencje jego obecności. Bo nasz bohater
nie jest już zwykłym sportowcem, ale prawdziwą gwiazdą i osobą
publiczna. A Cass? Jej nikt nie lubi, prasa interesuje się tylko
uprzykrzaniem jej życia, a żony pozostałych członków rodziny
również niewiele pomagają. I za to należy się historii plus.
Dany trochę na wyrost, bo dało się wyciągnąć z tych wątków
więcej (i bardziej dokopać Cass), ale jednak jest to duża poprawa
i znaczne zwiększenie dynamiki. Mamy więc remis!
Fajne było to, że mniej
więcej od połowy książki zaczęły mi się udzielać emocje.
Niespostrzeżenie wczułam się w sytuację dziewczyny i w głowie
ułożyłam plan rozwiązujący całą sytuację. Jednak z drugiej
strony powieści można zarzucić, że to oczywiste wręcz wyjście z
sytuacji zostało odkryte przez bohaterkę... dopiero na samym końcu.
A więc jestem w kropce. Komu dać punkt? Niech będzie na rzecz Cass
i Jacka, ostatecznie bowiem „nasze” rozwiązanie nie zostało
wprowadzone w życie i autorka zaskoczyła mnie ciekawym zwrotem
akcji. Jak więc stoimy z punktacją? Mamy 2 do 1 na rzecz książki.
Ale nie może być tak
słodko, bo czasami było... za słodko. Trochę naiwny ton przebijał
się przez całą narrację. Z niewyobrażalnego bałwana Jack
zamienił się w mężczyznę marzeń, nagle i niepostrzeżenie,
gdzieś między pierwszym, a drugim tonem. Może nie było to
nieprawdopodobne, ale wiele scen niebezpiecznie blisko zbliżało się
do kiczu. Tak jakby romantyzm sceny musiał być podkręcony przez
wiele zbytecznych i łopatologicznych dialogów. Brakło
niedopowiedzeń, nie kosmicznych niedomówień, ale scen, które by
sygnalizowały, a nie wprost informowały o miłości. Dodatkowo
ostatni fragment to cukier z cukrem i syropem glukozowo-fruktozowym.
Za dużo tego... wszystkiego. Zabrakło też lepszego omówienia
wątku najlepszej przyjaciółki Cass (nie do końca wyjaśniono
zachowanie dziewczyny). Dlatego wracamy do remisu 2:2.
To, co zdecydowanie
poprawiło się w stosunku do pierwszej części, to graficzna strona
książki. Wydanie jest tak samo dobre, jak wcześniej. Jednak teraz
każdy rozdział został dodatkowo ozdobiony sylwetką bohaterów, co
naprawdę fajnie się prezentuje. Cała książka jest lekka, miła i
przyjemna. Bez większych zawirowań i pokrętnych emocji zapewnia
niezobowiązującą rozrywkę, co daje nam ostatecznie niewielką
przewagę dla „Zmiany” J. Sterling. Gra była wyrównana, sam
pomysł niezgorszy. Niekorzystne okazało się ponowne wykorzystanie
tego samego duetu, przez co książka straciła na świeżości i
dynamice. Jednak kilka ciekawych zwrotów akcji sprawiło, że nie
żałuję czasu spędzonego na jej przeczytanie. A więc mamy... 3 do
2! The winner is... „Zmiana”!
Nie czytałam ani pierwszej ani drugiej części. jakoś nie jestem fanką romansów. A tych przesłodzonych to już w ogóle. Nie wykluczam jednak, że dla relaksu kiedyś sięgnę po tą serię. może i mnie przekona?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
cherryladyreads.blogspot.com
Jeśli nie jesteś fanką romansów, to ten może Cię zrazić. Jest raczej klasyczny w swej formie. Może lepiej zacząć od czegoś na pograniczu gatunków?
Usuń