Prosty gest
Czasem tak niewiele trzeba, by pomóc drugiemu człowiekowi. Uśmiech, rozmowa, pomocna dłoń. Nic wielkiego, drobiazg i dobre chęci. Czasem tak niewiele trzeba, by uratować komuś życie. Czasem wystarczy... prosty gest.
Tytuł: Prosty gest
Autor: Ángeles Doñate
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ludzie przestają pisać
listy! Ta oczywista prawda, w miejscowości tak małej, jak Porvenir
znaczy tylko jedno... listonosz jest już niepotrzebny! A konkretnie
listonoszka, czyli Sary. Kobieta jest załamana! Całe swoje życie
spędziła w tej mieścinie, tu chciała wychować dzieci, a
tymczasem dostała przeniesienie wiele kilometrów dalej! Od czego są
jednak przyjaciółki? Jedna z nich zaczyna listowny łańcuszek.
Zasady są proste, wystarczy napisać anonimowy list (bez adresu
zwrotnego) i wysłać go do dowolnej osoby z miasta. Jednak czy to
wystarczy, żeby... powstała dobra książka? Zaraz zobaczymy!
Przede wszystkim urzekł
mnie sam pomysł na fabułę. Małe miasteczko, listy, przyjaźń, aż
się łezka w oku kręci! Tak klimatycznie, tak sielsko! Przez długi
czas to wszystko spisywało się naprawdę porządnie. Każda kolejna
postać wprowadzana była za sprawą niespodziewanego listu, w którym
jego autor, za przeproszeniem, pisał, co mu ślina na język
przyniesie. O sobie, o swoim życiu, najpiękniejszych momentach,
najstraszniejszych chwilach. I na początku to naprawdę było fajne,
listy bowiem powstawały z potrzeby serca i za ten sam organ
chwytały.
W pewnym momencie
nastąpił jednak przesyt. Straciłam ochotę na odkrywanie losowych
spraw kolejnych osób. Liczyłam, że coś więcej zacznie się dziać
między głównymi bohaterami. I chociaż część z nich faktycznie
wchodziła w relacje, nie było to jakieś przełomowe historie.
Niestety akcja, która toczyła się obok listów, nieszczególnie
mnie porwała. Bo chociaż część bohaterów przeżywało bardzo
ciekawe wzloty i upadki, ta mnogość osób do śledzenia w pewien
sposób rozmyła wszystko, a już z pewnością dynamikę opowieści.
Za to bez wątpienia nie
można odmówić książce klimatu małego miasta. Nie
małomiasteczkowości, o nie! Chodzi raczej o przytulną atmosferę
rodem z pocztówek z białymi domkami. Gdzie wszyscy wszystkich znają
i powoli zaczynają gromadzić się wokół wspólnej sprawy. Bo
chociaż nie brakuje problemów, to jednak „jakoś musi się
ułożyć”.
Prosty gest
opowiada historię skrajnie różnych ludzi. Z jednej strony młoda
poeta, z drugiej pani domu, która kocha zajmować się domem, z
trzeciej kobieta, która nie żywi szczególnych uczuć nawet do
własnego potomstwa itd. Z jednej strony jest to niesamowite, pozwala
nam poznać różne perspektywy i sposoby na życie, z drugiej w
naturalny sposób sprawia, że część fabuły jest interesująca,
podczas gdy inne jej fragmenty niemiłosiernie nas nużą. Z
tego całego gąszczu historii najbardziej poruszyło mnie życie
młodego chłopca oraz dwóch starszych pań. Gdy te osoby
przejmowały, narracje nie raz czułam wzruszenie. Niestety nie
zapałałam za to wielką sympatią do głównej bohaterki. Nie była
zła, ale też niczym mnie nie urzekła.
Odpuszczam w takim razie, żal czasu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://zksiazkanakanapie.blogspot.com
Niby fajny pomysł, ale jednak... wykonanie nie to...
Usuń