Podróż w trzech smakach
Gdy jesteśmy młodzi, wyobrażamy sobie, że przyszła praca będzie naszą pasją. Nie zakładamy ośmiogodzinnej męczarni w oczekiwaniu na parę godzin wolnego. A jednak... dość szybko okazuje się, że świat przygotował dla nas właśnie takie plany. Czy nie da się z tym zerwać? Może próbować. Zapraszam na smakowitą wyprawę tropem pasji.
Tytuł: Podróż w trzech smakach
Autor: Layne Mosler
Wydawnictwo: Wydawnictwo kobiece
Dla Layne jedzenie to coś
więcej, niż zaspakajanie głodu, to prawdziwa miłość do
jedzenia. Dlatego zawsze sądziła, że w końcu założy własną
restaurację. Niestety życie zweryfikowało jej plany. Dziewczyna
wsiada więc do samolotu i zgodnie z zasadą, że podróżowanie to
najlepszy sposób na egzystencjalne problemy, leci do Buenos Aires.
Tam wpada na pomysł kulinarnego bloga. To przecież takie proste.
Wystarczy wsiąść do taksówki i zapytać kierowcę, gdzie jest
jego ulubiona restauracja. I tak zaczyna się wyprawa pełna smaków
i... problemów.
Podróż w trzech
smakach to książka obyczajowa.
Nie reportaż, nie przewodnik, tylko powieść o trzech odmiennych
miastach oraz o życiowych komplikacjach głównej bohaterki. Nie
znajdziecie tu turystycznych atrakcji, ale prawdziwy i realny klimat
metropolii. Z wszystkimi ich blaskami i cieniami. Odwiedzicie mało
znane restauracje (szkoda, że nie mogę sprawdzić ich w
rzeczywistości), czy nawet jadłodajnie. Wszystko to za sprawą
Layne, której niestraszne są żadne przeszkody.
Mniej
więcej do połowy książki byłam nią zachwycona. Bardzo podobały
mi się lokalne historyjki i życiowe perypetie głównej bohaterki.
Również jej pomysł na bloga był bardzo ciekawy i zainteresowaniem
czekałam na rozwój tego wątku. I w pewnym momencie straciłam
cierpliwość. Bo ta lekka i codzienna opowieść w ogóle się nie
zmieniała. Niespieszne tempo fabuły nie przebierało na prędkości,
a mglisty cel całej historii w ogóle się nie konkretyzował.
Książka składa się w głównej mierze z taksówkowych opowieści,
zarówno samej Layne, jak i innych osób. Ale... omijając co jakiś
czas kilkanaście stron, niewiele się traci. Ot przegapimy kilka
anegdotek, nic wielkiego. Zabrakło mi ogólnego celu, tego, co
motywowało bohaterkę do dalszych działań (poza tak życiowymi
kwestiami, jak to, że z czegoś trzeba żyć). Po prostu wstawała
codziennie i... szła do pracy (skąd ja to znam?). Niestety temat
bloga, czy zawodowych aspiracji Layne, nie został rozwinięty na
tyle, by do czegokolwiek doprowadzić. Szkoda, ponieważ bardzo na to
liczyłam.
Fajnym
wątkiem okazała się zmiana miast. Nie było ich niestety wiele, bo
aż trzy (wszystkie wskazane na okładce). Żałowałam, że
bohaterka nie zdecydowała się na bardziej orientalne wycieczki, np.
do Chin czy chociaż Wenecji. Żaden z trzech obranych przez nią
kierunków nie jest jakoś wysoko na mojej liście podróży, dlatego
też nieszczególnie zależało mi na poznaniu szczegółów tych
wypraw.
Podróż w trzech
smakach to lekka i ciepła
opowieść o pogoni za marzeniami. Ten utrzymany w optymistycznym
tonie zapis życiowych perypetii skojarzył mi się z felietonem.
Chociaż powieść nieszczególnie mnie wciągnęła, była miłą i
niezobowiązującą odskocznią od codzienności.
Ciekawa recenzja. Może zdecyduje się na czytanie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńNa początku myślałam, że to książka kucharska :D Ale zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńTeż sądziłam, że motyw gotowania jest istotniejszy w tej powieści :) Smaki tak, ale samo gotowanie... niekoniecznie.
UsuńPo okładce myślałam, ze co innego w niej znajdę :) Wydaje sie jednak ciekawa, więc może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTeż spodziewałam się czegoś innego :)
UsuńBrzmi ciekawie. Podobnie jak koleżanka wyżej myślałam że będzie to książka o czymś zupełnie innym
OdpowiedzUsuńTak, okładka jest myląca :)
UsuńTaka książka do poczytania na plaży, niezobowiązująca czytelnika do wielkiej uwagi ;)
OdpowiedzUsuńTak, takie książki też są potrzebne :)
Usuńmysle ze niedlugo po to sięgnę
OdpowiedzUsuńSuper :)
Usuń