O kwiatkach i wariatkach...Opowieść strażniczki zegarów
Dzisiaj czeka nas niezapomniana podróż do malowniczej Austrii. Zabiorą nas tam cztery niesamowite przyjaciółki: Róża, Zosia, Renata i Magda, których ścieżki splątały się w pewnym pałacu nerwusów.
Tytuł: O kwiatkach i
wariatkach... Opowieść strażniczki zegarów
Autor: Marta Osa
Wydawnictwo: Lucky
Podejrzewam, że
niektórzy z Was mieli już okazję poznać nasze dziewczyny, bo były
one już bohaterkami jednej z wcześniejszych książek pani Osy
zatytułowanej Róża, bratki i wariatki, ja niestety tej
przyjemności nie miałam, było to moje pierwsze spotkanie z
dziewczętami. Muszę przyznać, spotkanie nadzwyczaj udane.
Jak mniemam, we
wspomnianej książce mogliśmy obserwować pierwsze spotkanie
dziewczyn i rozkwit ich przyjaźni. W tej części, splot kolejny
dramatycznych wydarzeń sprawia, że znowu są razem. Wszystkie spotykają się w u Róży, w Austrii, która pod
skrzydłami opiekuńczej rodziny dochodzi do siebie po niełatwych
przejściach. Również Renatę los znowu sprowadził do parteru. Wśród nieocenionych przyjaciółek będzie odzyskiwała na nowo
radość życia. A do ich grona dołączy jeszcze równie niesamowita
Matylda i naprawdę zacznie się dziać. Będzie wzruszająco,
śmiesznie i dramatycznie. Jak to w życiu. Nie znajdziecie czasu na
złapanie oddechu, tak bardzo wciągną Was losy przyjaciółek.
Dawno tak często nie
zmieniałam zdania na temat czytanej książki. Bez obaw, od początku
odebrałam ją bardzo pozytywnie, ale tytuł zasugerował mi, że będę
miała do czynienia z powieścią tylko lekką i łatwą i czeka
mnie nic więcej ponad przyjemną rozrywkę.
Kiedy zatopiłam się w
lekturze, szybko okazało się, jak bardzo się myliłam. Losy
dziewcząt okazały się poważne, czasami mroczne i momentami
uśmiech znikał z mojej twarzy. No to nastawiłam się na coś o
wiele bardziej poważnego i zapomniałam, że miałam się
dobrze w tej Austrii bawić. To wtedy autorka znowu spłatała mi
psikusa, bo problemy, problemami, ale to, co dziewczyny wyprawiają u
Róży, nie tylko wywołuje uśmiech na twarzy, lecz także
niekontrolowane, naprawdę głośne wybuchy śmiechu.
Jest to książka o
sprawach poważnych, ale autorka nie pozwala nam zapomnieć, że
życie nie składa się tylko i wyłącznie z dramatów, a kiedy
trafimy na prawdziwą przyjaźń, taką, jaka połączyła dziewczyny,
potrafi być również naprawdę piękne.
Na pochwałę zasługuje
problem, jaki Marta Oa poruszyła w swojej powieści. Jak wspomniałam
na początku, nasze bohaterki poznały się w pałacu nerwusów. A jest to nic innego, jak dom dla nerwowo chorych,
którzy pod opieką specjalistów dochodzą do siebie po zderzeniu z
czasami drastyczną rzeczywistością. Wydaje mi się, że to bardzo
ważny temat. Bo często uważamy, że do takich ośrodków trafiają
ludzie, którzy nie mają już żadnego kontaktu ze światem
zewnętrznym, a sami przed sobą wstydzimy się przyznać, że
nierzadko pomoc specjalistów pomogłaby i nam. Bo problemy mamy
wszyscy i czasami uginamy się pod ciężarem. A wtedy skuteczna
pomoc mogłaby się przydać.
Swojego ulubionego „tła
fabularnego“ miałam aż nadto, za co serdecznie autorce
dziękuję:)). Przepiękne opisy malowniczej Austrii, dość
obszernie poruszony temat życia po życiu i świata
nadprzyrodzonego, tajemnicza, rodzinna historia z czasów drugiej
wojny światowej, wspaniała wycieczka do Galerii Svarovskiego. Nic
tylko czytać i chłonąć.
A bohaterki? No cóż.
Są wspaniałe. Każda inna, każda w jakiś sposób zafiksowana,
każda urocza. Zosia po prostu wymiata. Przekonacie się, że i w
przenośni i dosłownie:):). Panowie też całkiem, całkiem:):). A
Rexa pokochacie na pewno!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!