Przez Stany POPświadomości
Uwielbiam Jakuba Ćwieka i wręcz przepadam za jego poczuciem humoru. Właśnie dlatego, gdy tylko pojawia się na konwencie, koniecznie muszę się wybrać na jego prelekcję! Nie jest więc dla mnie żadnym zaskoczeniem, że autor kocha popkulturę całym sercem, a co za tym idzie, Stany Zjednoczone. Nie raz słuchałam jego prelekcji na podobne tematy, założyłam więc, że książka również będzie świetna. Tymczasem... hm... nie było tak różowo.
Tytuł: Przez stany POPświadomości
Autor: Kuba Ćwiek
Wydawnictwo: SQN
Tematem książki jest podróż autora oraz jego grupki znajomych przez Stany Zjednoczone. Trasa zaplanowana została wokół punktów w różnym stopniu związanych z popkulturą. I w teorii pomysł brzmi naprawdę nieźle. W praktyce jedna wszystkiego jest... za dużo.
Autor zawsze ma zawsze rację
Na początku (i wiele razy później) Ćwiek uprzedza nas, że książka jest zbyt obszerna, chaotyczna, rozwlekła. Cóż, w pełni się z nim zgadzam! Tak naprawdę ciężko powiedzieć czym są Przez stany POPświadomości. Jak na historię podróży za dużo tutaj osobistych refleksji, jak na opis kluczowych miejsc dla kultury popularnej, za mało opisów, jak na pamiętniczek... a nie, w sumie to pasuje.
"Chryste, chłopie! To już ponad sto stron, a my jeszcze z Nowego Jorku nie wyjechaliśmy?? (...) Ile chcesz, żeby ta książka miała? Tysiąc stron??Mówię, że w sumie nie miałbym nic przeciwko temu, ale w gruncie rzeczy przyznaję mu rację. Trochę tu ze wszystkim rozwlekam, być może skupiam na zbędnych detalach i jak znam siebie, potem nie będę umiał niczego wyrzucić".
Przede wszystkim zabrakło pomysłu. Czytając książkę, miałam wrażenie, że autor pisze, co mu akurat przyjdzie do głowy. W momentach, które uznawałam za dygresje, nagle okazywało się, że to początek kolejnej anegdotki. Brak ładu i składu, a chronologia opowieści często skacze w tył i w przód.
A potem ni z tego, ni z owego otrzymujemy opis rodem z przewodnika National Geographic. Tak, informacja o tym, jak kupować bilety bez wątpienia jest przydatna, ale zupełnie nie gra mi to z ogólną kompozycją, a dokładniej... jej brakiem.
Od szczegółu... do szczegółu
Jedno pozostaje bez zmian, lekka i dowcipna narracja. Nie tak dopracowana, jak w przypadku powieści, ale nadal Ćwiek to Ćwiek. I może to wszystko świetnie by się sprawdziło przy kuflu piwa, jednak spisane w formie całkiem obszernej książki nie wygląda już tak dobrze.
Najbardziej jednak całość zgubiły szczegóły i zupełne zignorowanie kwestii tego, co jest istotne dla czytelnika. Autor na równi rozwodzi się nad posiadłością Kinga, dyskryminacją i spożywaniem przez jednego z towarzyszy niesmacznych hot-dogów. A tych ostatnich kwestii jest niestety najwięcej.
"Film to historia, a nie szpanerskie efekty".
A jak się ma do tego popkultura. Między poszczególnymi scenkami pojawia się jej naprawdę sporo. Jeśli uważasz się za nerda, po przeczytaniu tego tytułu zmienisz zdanie. Nerdowatość na najwyższym poziomie. Naprawdę ciężko to przebić. Autor przywołuje wiele dzieł kultury popularnej (tytuł rozdziału "Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę" po prostu chwycił mnie za serce) i... czasami niepotrzebnie je streszcza.
Wszyscy kochają misie... chyba, że nie
Na ostatnim Polconie usłyszałam tekst, że Misie w recenzjach są błędem. Mowa o zdaniach, "mi się to podoba, a tamto mi się nie podoba". I nie do końca się z tym zgadzam. Jednak zbudowanie całej książki wokół tego konceptu zdecydowanie nie jest najlepszym pomysłem. Bardziej, niż na opisie odwiedzanych miejsc, autor skupia się na własnych odczuciach, działaniach, anegdotkach i nieistotnych sytuacjach. A to niestety nieszczególnie utrzymuje uwagę czytelnika. Owszem, sprawdziłoby się w przypadku krótkich felietonów, czy artykułów. Jednak czytając kilkadziesiąt stron, można się poczuć przytłoczonym detalami oraz wyczuwalnym brakiem planu.
"Dawno temu uknułem teorię, zgodnie z którą miarą prawdziwie dobrego tekstu jest to jak długo czytasz go w toalecie, gdy już wcale nie musisz tam siedzieć".
Przez stany POPświadomości trafi więc do odbiorcy nastawianego na opis relacji między podróżującą grupą ludzi, czy sceny "z drogi wzięte". Doceni ją też miłośnik anegdotek, czy barowych opowiastek (aczkolwiek trunek muszą sobie załatwić na własną rękę).
Powtórka z rozrywki
A gdyby wam było mało, to na sam koniec możecie przeczytać wszystko...od początku. Tak! Jeszcze raz ta sama droga. Podczas wyprawy,- w Internecie umieszczane były relacje na żywo i to właśnie one przytoczone zostały w całości na samym końcu książki.
Plusem wydania jest za to umieszczenie fotografii. Nie nastawiajcie się jednak na pozowane, photoshopowane ujęcia, bardziej na relacje z wycieczki. Można się pośmiać, ale też zainspirować. USA staje się ostatnio coraz popularniejszym kierunkiem samodzielnych wycieczek. A może tak ruszyć śladami popkultury? Szlaki zostały już przetarte!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!