Planeta Singli
Mając na uwadze przedświąteczny czas
i nadmiar obowiązków z nim związanych, dziś zabiorę Was w podróż
niedaleką. Wybierzemy się do naszej stolicy. Tam czekają na nas
bohaterowie, których niektórzy z Was najprawdopodobniej już znają.
Tytuł: Planeta Singli
Autor: Ewa Markowska
Wydawnictwo: Wielka Litera
Są to Anka, Tomek, Marcel, Ola i
Bogdan. A znacie ich na pewno z filmu Planeta singli, który kilka
lat temu królował na ekranach naszych kin. W tej chwili możemy
oglądać jego drugą część.
Razem z bohaterami zalogujemy się na
tytułowym portalu randkowym, zaliczymy kilka bardzo ciekawych
randek, przekonamy się, do czego może doprowadzić taka zabawa i
dowiemy się w końcu, jak to z tą prawdziwą miłością naprawdę
jest. I przy okazji będziemy się dobrze bawić w wybornym
towarzystwie.
Muszę się Wam przyznać, że trochę
miałam z tą książką problem. Nie, nie, od razu rozwieję Wasze
wątpliwości, podobała mi się bardzo, ale na początku
spodziewałam się czegoś innego. Lecz chyba nie świadczy to o mnie
za dobrze. Bo ja spodziewałam się tylko i wyłącznie treści filmu
podanej w formie książki. Z całego serca przepraszam autorkę i
wydawnictwo, że podejrzewałam ich o coś takiego.
Bo, Proszę Państwa, dostaliśmy do
ręki piękną, rasową powieść. Jest to nie tylko historia, którą
znamy z filmu. Są tu również bohaterowie z krwi i kości, o
których z książki dowiadujemy się dużo więcej niż z filmu. Już
wiemy, dlaczego są tacy, jacy są:):), co ich ukształtowało, jakie
decyzje i wydarzenia doprowadziły ich do miejsc, w których znajdują
się dzisiaj, o czym marzą, co ich fascynuje i jakie książki
czytają. Tego wszystkiego nie widzieliśmy na ekranie, a dzięki
temu książka stała się pełniejsza.
Film oglądałam już dość dawno
temu, nie wszystko dziś pamiętam, lecz wydaje mi się, że autorka
dodała również kilka scen, których nie mieliśmy okazji ujrzeć w
filmie, a myślę, że oglądałoby się je, równie przyjemnie, jak
o nich czytało.
Po lekturze tej książki dotarła do
mnie jeszcze jedna prawda. Ja zawsze na pytanie, co wolę: książkę
czy film, odpowiadałam, że książkę. Bo można się nią dłużej
delektować i o wiele więcej z niej dowiedzieć. Teraz już wiem, że
to i to jest jednakowo dobre, a niektóre momenty mogą o wiele
mocniej zadziałać na odbiorcę na ekranie. Tak jest w tym przypadku
ze sceną koncertu, który przygotowała Anka. Pamiętam, że kiedy
oglądałam film, ze wzruszenia zakręciła mi się w oku łezka, a w
moich uszach jeszcze długo rozbrzmiewała piosenka Marka Grechuty
„Dni, których nie znamy”. Gdy czytałam tę sytuację w książce,
magia kina zadziałała i poczułam nieodpartą chęć obejrzenia jej
jeszcze raz.
Okładka książki może i niczym za
bardzo nie zaskakuje, bo to zdjęcie aktorów grających w filmie
główne role, ale mnie się bardzo podoba i nastraja zgoła
optymistycznie. Może dlatego, że uwielbiam kolor czerwony i
sukienki w tymże kolorze:):)
Na koniec zmuszona jestem wytknąć
wydawnictwu mały minus. Mianowicie dopatrzyłam się kilku
literówek. Może i są niewielkie, ale jednak trochę uwierają
uważnego czytelnika, choć w żadnym wypadku nie mają wpływu na
odbiór lektury.
Serdecznie zapraszam Was do
przeczytania tej przesympatycznej książki. Szczególnie w ten
przedświąteczny czas, odpoczniecie od porządków i planowania
świątecznych strategii, setnie się ubawicie i miło spędzicie
czas z bohaterami, których twarze nie są Wam obce. Miłej lektury!
Dorota Skrzypczak
Zarówno książkę jak i film mam w planach. Myślę, że przypadną mi do gustu. ;)
OdpowiedzUsuńTen tytuł zdobył już rzesze fanów :) Mam nadzieję, że i Ty przyjemnie spędzisz z nim czas.
Usuń