Wiara, miłość, śmierć – Peter Gallert, Jörg Reiter
Niepokorni
bohaterowie mają to do siebie, że bardzo długo zostają w pamięci osób, które
się z nimi stykają. Jeszcze lepiej wychodzą na tym ci, którzy wykonują zawody
niewpisujące się w kanon czytanych powieści czy oglądanych filmów. Ktoś mógłby
poddać w wątpliwość np. to, że ksiądz może być bohaterem kryminału i dobrze na
tym wyjść. Wystarczą trzy nazwiska – Frank Dowling, Matteo Bondini czy Mateusz
Żmigrodzki żeby zaświadczyć o tym, że ksiądz może być nie tylko księdzem, ale
również bardzo dobrym śledczym. Czy Martin Bauer dołączy do tego zaszczytnego
grona?
Tytuł: Wiara, miłość, śmierć
Autor: Peter Gallert, Jörg Reiter
Cykl: Kroniki Martina Bauera, tom 1
Wydawnictwo: Initium
Wydawnictwo: Initium
Z chwilą, gdy sierżant sztabowy Walter Keunert po raz drugi targa się na swoje życie, duchowny policyjny Martin Bauer traci wiarę we własny instynkt. Nawarstwiające się pytania bez odpowiedzi i wątpliwości sprawiają, że postanawia on na własną rękę rozwikłać domniemane samobójstwo mężczyzny. Przy okazji musi poradzić sobie z szefem, który za wszelką cenę chce wyrzucić go z pracy, zbuntowaną córką i synem zmarłego. Uciekający czas również nie jest jego sprzymierzeńcem. Kto tym razem wygra w tej nierównej walce?
Wiara,
miłość, śmierć jest tytułem dokładnie obrazującym to,
z czym czytelnik spotyka się na kartach tej powieści. Ktoś mógłby pomyśleć, że
po raz kolejny powiela się utarte schematy – nic bardziej mylnego – Kroniki Martina Bauera prócz naprawdę
dobrze opowiedzianej i ciekawej historii posiadającej naprawdę sporo łączących
się ze sobą wątków pobocznych, ma również doskonale wykreowanych bohaterów,
których nie sposób zapomnieć. Przede wszystkim mam tutaj na myśli Martina
Bauera, który jest niezwyczajny w swojej zwyczajności. Dlaczego? Jako duchowny
ewangelicki posiada własną rodzinę, którą kocha nad życie, pomaga tym, którzy
przeżyli traumę (nie tylko policjantom, ale również ich rodzinom i każdemu, kto
zechce z nim porozmawiać), a przede wszystkim nie jest pozbawiony empatii czy
wypalony zawodowo jak niektórzy funkcjonariusze. Jego upartość, umiejętność logicznego
myślenia oraz niepokorność sprawia, że człowiek z góry nabiera do niego zaufania.
Nie można zapomnieć także o Verenie Dohr, która w tym duecie jest tą
roztropniejszą, analizującą każdy krok, ale także ratującą Bauera ze wszystkich
kłopotów, w jakie ten ze wdziękiem się pakuje. To kobieta niezwykle silna i
waleczna, która codziennie musi zmagać się z własnymi demonami – uzależnionym
od narkotyków ukochanym i podwładnymi mającymi problem z zaakceptowaniem faktu,
że szefuje im kobieta. Szacunek oraz zaufanie, jakie wypracowała w swoich
relacjach z duchownym tworzą z nich naprawdę dobry zespół śledczy.
Co ważne w książce tej samobójstwo jest zaledwie
początkiem intrygi, której korzenie sięgają przeszłości jego ofiary, a kończą
na dzielnicy Vulkansviertel – z jej ciemnymi zaułkami i siecią agencji
towarzyskich.
Całości dopełniają rozważania, jakimi co jakiś czas
raczy odbiorców duchowny Bauer. Nie są one w żadnym wypadku nużące czy mało
istotne. Ukazują one jego stosunek nie tylko do samego Boga, ale również do
wszystkiego, co go otacza, czyniąc z niego po prostu człowieka – niekiedy omylnego
i upadającego, ale zawsze wiernego sobie i swoim przekonaniom.
Mam nadzieję, że kolejne części Kronik Martina Bauera będą tak samo dobre, jak ta pierwsza, a nawet
lepsze.
Monika Mikłaszewska
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!