Jedyna taka choroba – E. Zdębska
Debiutanckie powieści to zawsze ryzyko. Nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Książka może być bardzo dobra, lub (co bardziej prawdopodobne) przeciętna i do bólu przewidywalna. Właśnie dlatego wiele osób odpuszcza sobie czytanie debiutantów. I to... błąd. Bo w ten sposób można przegapić wiele perełek jak chociaż by „Jedyną taką chorobę” autorstwa E. Zdębskiej.
Tytuł: Jedyna taka choroba
Autor: E. Zdębska
Wydawnictwo: AlterNatywne
Książka pod naszym patronatem medialnym!
W małej mieścinie, o
której nikt nie wie, żyje się spokojnie i według stałego rytmu.
Wszystko zakłóca przyjazd patrona. Z polecenia królowej ma on
sprowadzać wszystkich lekarzy z całego królestwa. Co do jednego!
Tak długo, aż w końcu któryś z nich wyleczy królewnę z
tajemniczej choroby. Na skutek zbiegu okoliczności zadanie to
zostaje przyznane Melisie, recepcjonistce lekarza. Młoda dziewczyna
jeszcze nie wiem, że do wykrycia choroby nie wystarczy jej tylko
wiedza medyczna, najpierw będzie musiała przetrwać na dworze,
pełnym intryg i własnych interesów. Czy podoła temu wyzwaniu?
„Jedyna taka choroba”
zwraca naszą uwagę już samą okładką! Jest przepiękna i
przywodzi na myśli skojarzenia ze średniowieczem i starymi
księgami. Jest to jak najbardziej właściwy kierunek, powieść
bowiem utrzymana jest w takim klimacie.
Bardzo fajnie zostały
przedstawione relacje na dworze, może nie jakość dogłębnie, ale
intrygująco. Każda z postaci stara się ugrać własne interesy,
nawet kosztem innych. Widać to zwłaszcza na początku, gdy Lisa nie
zna jeszcze obowiązującego układu sił. Jeśli więc lubicie
klimat dworskiej etykiety, fałszywych uprzejmości, czy walki o
wpływy, ten aspekt powieści z pewnością przypadnie wam do gustu.
Podobała mi się też
kreacja bohaterów, a zwłaszcza zbudowanie wokół jednego legend i
pomówień. Dzięki temu, pomimo wielu rozpowszechnianych opowieści,
nie we wszystko można było do końca wierzyć. Dopiero z czasem
jego historia i osobowości zostały zaprezentowane w pełni.
Z ulgą przyjęłam też
to, że autorka nie poszła po linii najmniejszego oporu. Wątek
miłosny zapowiadał się już od pierwszych stron, w zasadzie można
było wszystko uprościć i opisać bardzo typowo. Całe szczęście
tak nie jest, historia skupia się na wątku głównym i nie daje się
przyćmić miłością.
Jeśli zaś chodzi o samą
intrygę, ten niezwykle przypadła mi do gustu. Została nie tylko
świetnie zaplanowana, ale też dobrze opowiedziana. Chociaż do
motywacji jednej z postaci miałam wątpliwości, w ogólnym
podsumowaniu muszę stwierdzić, że śledziłam rozwój wydarzeń z
dużym zainteresowaniem. Co więcej, opowieść rozwijała się w
zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Chociaż na początku stawiałam
kilka hipotez, ze wszystkim się myliłam. Podobało mi się
nieszablonowe podejście do tematu.
„Jedyna taka choroba”
to powieść, którą czyta się ją świetnie, intryga szybko
angażuje czytelnika, a klimat dworski nadaje całości wyjątkowej
atmosfery. Połączenie zamkowych realiów z magią i intrygą dało
w efekcie naprawdę bardzo udany debiut!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!