Miliarder – Sławek Michorzewski
Dzisiaj zabiorę Was w podróż iście wybuchową. Jestem przekonana, że tak samo jak ja, jeszcze długo po powrocie nie będziecie się mogli otrząsnąć. Ja tak dla Was piszę i cała drżę na wspomnienie tego co się tam wyprawiało.
Tytuł: Miliarder
Autor: Sławek
Michorzewski
Wydawnictwo: Oficyna 4eM
No, ale może do rzeczy.
Udamy się teraz do Bydgoszczy, gdzie czeka na nas Maciej Kupczyk vel
Kupa, stażysta w dziale księgowości bydgoskiego Veltronexu. Nasz
bohater nie jest zadowolony ze swego życia, oj nie jest. Cierpi na
chroniczny brak gotówki, współpracownicy nie darzą go sympatią,
z wzajemnością zresztą. Jakby tego było mało, Maciej jest
totalnym pechowcem. Każdy jego krok i inicjatywa powodują totalny
armagedon. Tego nie da się opisać, to trzeba przeczytać. Zmęczony
takim obrotem spraw nasz bohater, pewnego, pięknego dnia wpada na
iście szatański plan, którego realizacja niewątpliwie odmieni
jego życie na lepsze. I wtedy się zacznie. Zdradzę Wam tylko, że
bardzo szybko ze spokojnej Bydgoszczy trafimy do Sztokholmu i Paryża, w sam środek szpiegowskiej afery, na scenę wkroczy jeszcze wielu nietuzinkowych bohaterów, a Wy z
niedowierzaniem przecierać będziecie oczy, obserwując to dzieje się
wokół Was.
We mnie autor wzbudził
dość gorące emocje od samiuśkiej pierwszej strony. Już Wam
tłumaczę dlaczego. Jeżeli czytacie moje recenzje dość
regularnie, to pewnie zauważyliście, że od jakiegoś czasu stałam
się lokalną patriotką i zwracam uwagę na to, co pisarze mają do
powiedzenia o mojej rodzinnej Łodzi, która jak chyba wiecie, nie
cieszy się w mediach dość dobrą opinią. Dlatego chyba
zrozumiecie, że trochę we mnie zawrzało, kiedy już na pierwszej
kartce omawianej powieści, przeczytałam, że Macieja Kupczyka, Łódź
ni mniej, ni więcej brzydziła. I tyle, żadnego wytłumaczenia z
jakiego to powodu. Przełknęłam jednak tę gorzką pigułkę, bo
przecież nie miałam czytać o moim rodzinnym mieście, tylko zgoła
co innego i postanowiłam dać autorowi szansę. Nie zawiodłam się,
dalej było już tylko lepiej. Może dlatego, że pan Michorzewski
nic więcej nie pisał o Łodzi?:)) Inna sprawa, że naszego kraju i narodu pisarz też nie oszczędza.
Muszę Wam się przyznać,
że dawno nie czytałam takiej „odjechanej” powieści. Siedziałam
w fotelu i ze spokojem śledziłam losy Kupczyka, aż nagle znalazłam
się w środku wydarzeń na pierwszy rzut oka zupełnie ze sobą
niepowiązanych. Z niecierpliwością zaczęłam przerzucać kartki,
choć oczywiście nadal uważnie czytałam, bo nie za bardzo chciałam
wierzyć, że te wszystkie wątki mają szanse spotkać się w jednym
miejscu. Autor mnie nie zawiódł. Okazało się, że wszystkie drogi
prowadzą do Veltronexu. Po, co dlaczego, jak? O tym na razie cicho
sza. Sprawdzicie to sami.
Trup ściele się tu
gęsto, nawet bardzo gęsto. Nie macie się jednak czego obawiać.
Na kartach tej książki wcale nie jest strasznie. Jak ktoś bardzo
chce kogoś zabić, to zdarza się, że mu się to nie uda, jak nie
ma tego zamiaru, to wręcz przeciwnie, u jego stóp momentalnie leżą
zwłoki. Żałuję teraz, że nie policzyłam ile istnień autor ma
na sumieniu, ale podejrzewam, że coś około setki. I zapewniam
Was, że mimo takiego okrucieństwa, jest tu wesoło, a nie
strasznie. Bo taka liczba nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności i
dziwnych przypadków nie jest chyba możliwa.
Trzeba posiadać naprawdę niesamowity kunszt pisarski, żeby napisać tak szaloną, pełną
satyry i groteski powieść. Nie pogubić się w liczbie bohaterów,
niesamowitych zdarzeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji, a do tego
tak bardzo wciągnąć czytelnika w tę swoją literacką grę i zapewnić mu
mnóstwo dobrej zabawy i niewiele mniej powodów do refleksji nad
współczesnym światem. Wielkie brawa dla autora!
Nie będę Wam tu już
nic więcej zdradzać, bo o niezwykłości tej powieści musicie
przekonać się sami. Gwarantuję Wam świetnie spędzony czas moc szalonych wydarzeń i mnóstwo niezapomnianych wrażeń.
Przygotujcie się na prawdziwą jazdę bez trzymanki. Miłej lektury!
Dorota Skrzypczak
Super! Polecamy, bo warto!
OdpowiedzUsuń