Przepowiednia Reinkaanyiuki – Kalina Bobras
Debiuty
mają to do siebie, że czytelnicy nigdy nie wiedzą, czego mają się spodziewać. Niekiedy
takie książki są perełkami, a ich autorzy z wdziękiem dołączają do grona poczytnych
pisarzy. Często bywa też tak, że debiutanckie powieści są tak „ciężkostrawne”, że
odbiorcy albo nie doczytują ich do końca, albo z ulgą ten koniec przyjmują. W
moim odczuciu do takiej właśnie kategorii można zaliczyć Przepowiednię
Reinkaanyiuki Kaliny
Bobras.
Tytuł: Przepowiednia Reinkaanyiuki
Autor: Kalina Bobras
Wydawnictwo: Novae Res
Według słów prastarej
legendy podczas jednej z walk o władzę Dusza Słońca uwięził swojego brata Duszę
Mroku. Oczywiście nie miało być to długotrwałe, a jedyną osobą, która mogłaby powstrzymać
jego rychły powrót był Reinkaanyiuki – nowe wcielenie Duszy Słońca. By tego
dokonać młody chłopiec Haeylden, który okazuje się być reinkarnacją Duszy
Słońca wraz z grupą wybrańców udaje się w podróż mającą na celu zdobycie kryształów Natury.
Tylko w ten sposób będą oni w stanie pokonać budzące się do życia zło.
Przepowiednia
Reinkaanyiuki zapowiadała się na ciekawą i intrygującą
książkę. Niewątpliwie było magicznie, a wszystko owiane było tajemnicą aż
proszącą się o jej rozwiązanie. Niestety im głębiej w powieść, tym niej
ciekawiej i optymistyczniej. Schematy powielały schematy, a głównym bohaterom –
dziwnym trafem – wszystko się udawało. Brakowało mi tutaj zdecydowanie
piętrzących się przed nimi problemów, które skłaniałyby do wytężonej pracy umysłowej
i zdecydowanych decyzji mających wpływ na opowiadaną historię.
Bohaterowie byli dosyć
sztywni i jednomiarowi. Przyzwyczaiłam się już do książek, w których każda
postać była indywiduum mającym własne zdanie, postępującym zgodnie z własnym
sumieniem, niekoniecznie opierając się na obowiązującym kanonie. Nie, zdecydowanie
nie uświadczyłam tutaj żadnej chemii, czułam jedynie niedowierzanie i irytację.
Dla mnie – przywódca, nawet niedoświadczony – wprowadzający zamęt w szeregi
własnej kompani to żaden przywódca, a działanie pod jego „rozkazami” winno
zakończyć się kompletną klęską.
Jeśli chodzi o stronę
językową, autorka również zaprezentowała czytelnikom prawdziwy misz masz. Przy
niektórych słowach można było połamać sobie język i to sprawiło, że pewne nazwy
wolałam sobie odpuścić, ponieważ niemożność prawidłowego ich wymówienia, a co
dopiero przeczytania była dla mnie utrudnieniem. Poza tym można było również dostrzec widoczną
niekonsekwencję w ramach czasowych (smoki i pociągi raczej nie idą ze sobą w
parze) oraz brak dokładnego opisu odwiedzanych światów (nie lubię zbytecznego
rozwlekania, ale wypadałoby wspomnieć cokolwiek, prawda).
460 stron Przepowiedni Reinkaanyiuki było dla mnie
istną mordęgą, ale nie zrażam się i nadal będę czytać debiutanckie powieści,
szukając w nich czegoś, co będzie w stanie mną wstrząsnąć. W tej książce nic takiego nie znalazłam.
Monika Mikłaszewska
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!