Zakon Drzewa Pomarańczy – Samantha Shannon
Wstyd się przyznać, ale ostatnio zaniedbywałam fantastykę. Prawdziwe zatrzęsienie obyczajówek na chwilę zdominowało moją czytelniczą półkę. Gdy zobaczyłam „Zakon Drzewa Pomarańczy”, pomyślałam, że to dobry moment, żeby wrócić do gatunku, z którym zaczynałam swoją czytelniczą przygodę. Czy był to dobry wybór?
Tytuł: Zakon Drzewa Pomarańczy
Cykl: Zakon Drzewa Pomarańczy (tom 1 i 2)
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: SQN
Królowa z rodu Berethnet rządzi Inys. Jednak jeśli szybko nie postara się o dziedziczkę, wkrótce może stracić koronę. Tym bardziej, że na jej głowę poluje wielu skrytobójców. W tym samym czasie na drugim końcu świata Tané pragnie zostać smoczym jeźdźca. To ogromny zaszczyt, ale też wielkie wyzwanie. Obydwa światy spaja polityka, która każe im nieustająco ze sobą walczyć. Tymczasem siły chaosu rosną, zagrażając wszystkim. Czy to wystarczy, by doszło do zjednoczenia?
„Zakon Drzewa Pomarańczy” zwrócił
moją uwagę już samą okładką. Jest naprawdę ładna, zapowiada
epicką przygodę pełną smoków i niebezpieczeństw. Czy tak było?
Czy powieść sprostała wysokim oczekiwaniom?
Fantastyczny świat
Autorka postarała się wykreować duży
świat i zupełnie nową rzeczywistość. Stworzyła naprawdę wiele
elementów od postaw, zarówno geografię, jak i mapę. Pojawia się
sporo religia, ale też historii. Czytając powieść, miało się
wrażenie, że historia toczyła się na długo przed tym, zanim
ruszyła fabuła książki. To zdecydowanie zaliczam na plus.
Z drugiej jednak strony, chociaż wiele
elementów jest stworzonych na potrzeby powieści, sporo stanowi
zgrany schemat. I to nie tylko w kontekście literatury fantasy, ale
życia w ogóle. Konieczność urodzenia potomka? Polityczne
małżeństwo? Prześladowania religijny? Gdzieś już to wszystko
grali. Miałam trochę zgrzyt między tym, że z jednej strony
autorka stara się być pomysłowa, powołuje nietypowy zakon, tworzy
całą otoczkę wokół smoków, a najważniejsze wątki toczą się
jak zawsze.
"– By stać się krewną smoka – powiedziała Nayimathun – trzeba czegoś więcej niż tylko wodnej duszy. Musisz mieć w żyłach morze, a morze nie zawsze jest czyste. Nigdy nie jest jednym, zawsze jest wielorakie. Jest w nim ciemność, niebezpieczeństwo i okrucieństwo. Rozwścieczone potrafi burzyć miasta. Jego głębiny są niezmierzone i zagadkowe, rzadko dotyka ich słońce. Być Miduchim to nie znaczy być nieskazitelnym, Tané. To znaczy: być żywym morzem. To dlatego cię wybrałam. W Twojej piersi bije smocze serce".
Bohaterzy
Całkiem fajnie wypadli bohaterzy.
Chociaż i tutaj nie nie unikniemy schematów, to przyjemnie śledziło
się ich przygody. A trzeba przyznać, że głównych bohaterów mamy
naprawdę wielu. Poznając opowieść z ich perspektywy momentami
można się było pogubić. Ostatecznie jednak wpływa na to plus i
zaprezentowanie wielu punktów widzenia pozytywnie wpływa na odbiór
historii.
"–A co ja muszę zrobić, Nayimathun? –Nie tak brzmi pytanie, które powinnaś zadać. Brzmi ono: co my musimy zrobić?".
Atmosfera
„Zakon Drzewa Pomarańczy” od
początku buduje uczucie niepewności. Czytelnik ma wrażenie, że
wkracza w świat pełen dziwów i gęstej sieci politycznych
powiązań. Autorka starała się stworzyć powieść epicką i
chociaż ostatecznie zabrakło pewnego polotu, klimat udało się
utrzymać. Czytając książę, miałam wrażenie, że mam w rękach
typowy tytuł z gatunku fantastyka. Zamki, spiski, smoki, skrytobójcy
i przygoda.
Werdykt
Chociaż arcydzieło to nie jest, to
jednak książkę odbieram bardzo pozytywnie. Porządny kawałek
fantastyki. Ciekawa przygoda, pomysłowy świat i dużo akcji. Przede
wszystkim zaś smoki, ten wątek zdecydowanie podbił moje serce!
Różne opinie na temat tej książki słyszałam, aczkolwiek osobiście jestem jej bardzo ciekawa. Na pewno przeczytam! :D
OdpowiedzUsuńwww.kulturalnameduza.pl