Zbiór miłości niechanych – Edyta Folwarska
Od razu muszę zaznaczyć, nie jestem emerytką! Jednak kiedy słyszę o miłosnych podbojach koleżanek, czuję się jakbym pochodziła z innej epoki. Po „Zbiór miłości niechanych” sięgnęłam bez żadnych oczekiwań, za to ze sporą ciekawością. Czy dowiedziałam się czegoś nowego o świecie randek?
Tytuł: Zbiór miłości niechanych
Autor: Edyta Folwarska
Wydawnictwo: Burda
Oliwia nie szukała miłości, po
prostu się jej trafiła, a potem... złamała serce. Był ślub,
miało być życie jak z bajki, a skończyło się gorzkim
rozczarowaniem. Oliwia, chcąc nie chcąc, wraca na rynek singli i z
czasem zaczyna rozglądać się za nowymi opcjami. Możliwości jest
sporo, ale łatwo nie będzie. Czy uda jej się znaleźć „tego
jedynego”?
„Zbiór miłości niechcianych” to
książka zaskakująca na wielu polach. Przede wszystkim jest ona
niewielkich rozmiarów, ma dokładnie 224 strony zadrukowanych sporą
czcionką. Poszczególne części stanowią historie kolejnych
związków. Konsekwencją tego wszystkiego jest zarówno spora dawka
emocji, jak i pewna umowna skrótowość.
"Przyjdzie czas i na ciebie. Pamiętaj, nic na siłę".
Poszczególne związki rozgrywają się
dosłownie błyskawicznie. Również nieudane małżeństwo
zrelacjonowane zostało szybko. Wszystko dzieje się w zawrotnym
tempie, a nasza bohaterka przeżywa niezwykle silne uczucia. Mówiąc
o skrótowości, nie mam tutaj na myśli pomijania najważniejszych
faktów, bo w tych uczestniczymy „z pierwszego rzędu”, ale o
rezygnacji z całej otoczki. Ta książka nie jest dokładnym stadium
o poszukiwaniu miłości, nie jest klasycznym romansem, ale bardziej
emocjonalną jazdą bez trzymanki.
Liczne nawiązania do „Seksu w
wielkim mieście” nie są przypadkowe. Autorka nie próbuje
naśladować innej książki, ale jej bohaterka... czuje się czasami
jak słynna Carrie. Szuka miłości, ale zamiast na księcia z bajki
trafia na niewłaściwych mężczyzn. A czasem właściwych, tylko
kiepsko sobie radzi. Poszczególne części powieści trochę
przypominały mi felietony. Każdy związek poruszał inny problem, i
tak jak w przypadku tekstów prasowych, tak i tego nie należy
traktować zupełnie dosłownie. Sporo sytuacji jest wyolbrzymionych
i dzięki temu jeszcze dobitniej podkreśla się poruszane problemy.
Kolejną konsekwencją przyjętej
konwencji jest niesamowite natężenie emocji. W tej opowieści łzy
i szczęście przeplatają się co chwilę, nic nie jest pewne, a
uczuciowe życie bohaterki to nieostająca loteria. Gdy dodać do
tego lekką narrację i wciągającą fabułę otrzymujemy powieść,
od której naprawdę ciężko się oderwać. Zaskoczyło mnie również
zaskoczenie, co w przypadku obyczajówek nie często się zdarza.
"Przytulił ją mocno. Pod wpływem jego dotyku całe zakłopotanie minęło. Wtuliła głowę w jego ramię".
Na minus można potraktować
nieżyciowość całej historii. Niektóre zwroty akcji nie trzymają
się kupy, a gdy przejdzie się do analizy szczegółów... całość
w ogóle traci sens. Tak jak wspominałam, dużo w tym wszystkim
przerysowania i przesady.
„Zbiór miłości niechcianych” to
całkiem udany debiut, autorka wypracowała swój styl, który
przypadł mi do gustu. Nie jest to może literatura najwyższych
lotów, czy analiza złożonych problemów społecznych, ale ciekawe
i wciągające czytadło, idealne na jeden, góra dwa wieczory.
Bardzo chcę przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuńNiestety, na ten moment nie dam rady wcisnąć niczego więcej ponadto, co przewiduje mój grafik czytelniczy. 😊
OdpowiedzUsuń