Fotograf utraconych wspomnień
Mam słabość do literatury japońskiej. Chociaż moje doświadczenie czytelnicze nie jest w tym zakresie zbyt bogate, to mam głębokie przekonanie, że powieści z kraju kwitnącej wiśni po prostu nie mogą mnie zawieść. Nie inaczej było i tym razem
Hirasaka jest fotografem, ale nie takim zwyczajnym, jego rola jest co najmniej niecodzienna. W małym studiu położonym między życiem a śmiercią pomaga swoim klientom przejść na „drugą stronę”. Jednak sam nie ma pojęcia, kim był. Czy wspomnienia klientów pomogą mu odnaleźć własną przeszłość? A może ma do wypełnienia ważniejszą rolę?
„Fotograf utraconych wspomnień” zaczyna się niepozornie. Chociaż czytelnik zdaje sobie sprawę, że akcja rozgrywa się w nietypowym miejscu, to na początku nie dzieje się nic niezwykłego. Sympatyczny pan fotograf odbiera przesyłkę od kuriera, ucina sobie krótką pogawędkę i wraca do swoich obowiązków. Następnie przyjmuje pierwszą klientkę, kobietę, która zmarła, mając ponad dziewięćdziesiąt lat. Powoli opowiada jej o swoim zajęciu, wprawiając czytelnika w niemałe zdumienie. Ten sposób narracji będzie z resztą typowy dla całej książki: delikatny, bardzo kulturalny, dojmująco szczery i… magiczny.
Jeśli lubicie opowieści zbudowane wokół „okruchów życia”, to właśnie tutaj znajdziecie ten klimat. Motyw fantastyczny jest tylko pretekstem, by spojrzeć na losy bohaterów z perspektywy ich końca. Chociaż kontekst jest niesamowity, to jednak opowieść skupia się na ledwie kilku wydarzeniach, omawiając je niezwykle dokładnie i z dużą dozą melancholii. Ten klimat niesamowicie mnie urzekł. Specjalnie czytałam wolniej, wczuwałam w opowieść, nie raz wzruszając się z powodu biegu wydarzeń.
W przeciwieństwie do większości czytadeł, w tej powieści historie coś znaczą, mają swój przekaz, głębie i mnóstwo emocji. Nie są one może przesadnie długie, ale w ich skrótowości odnalazłam też pewne przesłanie. Życie składa się z wydarzeń, które w istotny sposób wpływają na dalszy jego przebieg. Czasem są to chwile doniosłe, innym razem ledwie przypadek czy zbieg okoliczności. Jednak z reguły to tylko przebłyski na tle całego życia, krótkie momenty…
Już od samego początku powieść jest niesamowicie melancholijna, a ja nie raz zatrzymywałam się i po prostu zastanawiałam nad tym, co czuję. Nie jest to jednak historia dojmująco smutna lub epatująca tragedią, bardziej opowieść zmuszająca do przemyśleń.
Książka porównywana jest przez czytelników do „Zanim wystygnie kawa” i faktycznie, jest tu parę podobnych elementów. Mamy motyw magiczny, wpisany w codzienność, refleksję na temat przemijania i niezałatwione sprawy. Klimat też jest podobny. Jednak „Fotograf utraconych wspomnień” to powieść pod wieloma względami prostsza. Występuje tu mniej bohaterów, relacje między nimi nie są tak wielowarstwowa, a główny zwrot akcji tak dopracowany. Chociaż obydwa tytuły są świetne, to jednak „Zanim wystygnie kawa” oceniam wyżej.
Lubicie literaturę japońską? Czy znacie powieści napisane przez autorów pochodzących z kraju kwitnącej wiśni?
Dominika Róg-Górecka
Literatury japońskiej nie czytałam. Z chęcią bym ją poznała
OdpowiedzUsuńNie przepadam za literaturą japońską, ale może się skuszę.
OdpowiedzUsuńSłyszałam pozytywne opinie na temat literatury japońskiej, ale nie miałam jeszcze z nią styczności. Ta książka brzmi intrygująco.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. myślę że mogłabym ja przeczytać
OdpowiedzUsuńZawsze ceniłam sobie prostotę i szczerość w literaturze, a tu jeszcze do tego dochodzi klimat melancholii i refleksja na temat przemijania. :)
OdpowiedzUsuń