Pojechałam do brata na południe – Karin Smirnoff
Ta książka to zdecydowanie coś innego, coś surowego, a jednocześnie niesamowicie świeżego. Szczera do bólu, nie sili się na upiększanie rzeczywistości, Karin Smirnoff pokazuje życie takim, jakim jest: raz brzydkim, raz pięknym i przede wszystkim do bólu codziennym.
„Pojechałam do brata na południe” to pierwszy tom cyklu „Saga rodziny Kippów”, a jednocześnie część serii „Dzieł Pisarzy Skandynawskich”. Janakippo wraca do rodzinnego domu, by pomóc bratu, który boryka się z alkoholizmem. Jednocześnie jej samej przyjdzie się skonfrontować z przeszłością, ze wspomnieniami przemocy, z miałomiasteczkowym klimatem, w którym każdy każdego zna. Ale czy aby na pewno? Na jaw wyjdą skrywane latami sekrety i tajemnice…
W życiu bym nie pomyślała, że spodoba mi się książka, w której nie ma przecinków, a wszystkie nazwy własne pisane są małą literą? Gdzie nie ma dialogów? No bo jak to tak można? Otóż… można, gdy ma to sens narracyjny. „Pojechałam do brata na południe” to książka, która w swojej surowości przypomina mi nieociosane drewno. Jest w niej wiele prostoty, wręcz pierwotności, która każe się konfrontować z tym, co ważna i prawdziwe.
Fabuła w tej opowieści toczy się niespiesznie i tak też należy ją czytać. Bo pomiędzy codziennymi scenami znaleźć można naprawdę ważne, poruszające informacje. Nie ma tu zbyt wiele opisów emocji, wszystko to, co czuje czytelnik, to jego własne odczucia towarzyszące lekturze książki. Jeśli więc znajdzie czas, by zagłębić się w tej powieści, odkryje w niej wiele przemilczanych słów, czy nieprzepracowanych uczuć, o których nikt nie mówi wprost.
Kolejną kwestią jest przeszłość. Już od samego początku można wyczuć, że „coś wisi w powietrzu”. Autorka świetnie oddała klimat małego miasta, w którym każdy o każdym wie, a jednocześnie nikt nie jest do końca szczery. To nie jest tandetna bliskość, to prawdziwe, bolesne, i szczere do bólu emocje. To przeszłość, trauma i ból, które wpływają na teraźniejszość bohaterów. I nie ma w tym nic wzniosłego, bo tak to zazwyczaj w życiu wygląda.
Jednak w tym wszystkim, co trudne i wymagające przepracowania, jest jeszcze miejsce na piękno codzienności. To nie są sceny do wrzucenia na social media, ale spokojna radość z tego, co bliskie, z ciepła kubka, z oddechu drugiej osoby, z miękkości koca. Niby nic, a jednak wszystko.
„Pojechałam do brata na południe” to książka napisana w niesamowicie szczery, wręcz brutalny sposób. W którym dorośli ludzie chodzą do pracy, piją herbatę i borykają się z przeszłością, która ich przytłacza. W którym dzieci mają większe problemy, niż marki noszonych ubrań. Jestem pod wrażeniem tej opowieści, bo dawno nie czytałam czegoś tak nowego i starego zarazem.
Dominika Róg-Górecka
Za możliwość recenzowania dziękuję portalowi www.nakanapie.pl.
Raczej nie dla mnie. Chyba mnie by irytowało, gdyby była taka forma fabuły, czyli tekst bez dialogów, przecinków, wartkiej akcji itp.
OdpowiedzUsuńTak, książka jest specyficzna, ale myślę, że warto jej dać szansę ;)
UsuńCzuję że wpadnie w mój gust. Będę pamiętać tytuł.
OdpowiedzUsuńInteresująco się zapowiada. Nie czytałam jeszcze czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńMoże mogłabym poświęcić czas na czytanie. Nie jestem pewna czy to akurat coś dla mnie. Trzeba będzie spróbować.
OdpowiedzUsuńMyślę że mi się spodoba. Nie słyszałam tego tytułu.
OdpowiedzUsuńGratuluję współpracy. Książka warta poświęcenia czasu.
OdpowiedzUsuńSuper się zapowiada. Będę miała na uwadze ten tytuł.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Książka powinna mi się spodobać.
OdpowiedzUsuń