Kawiarnia Pod Pełnym Księżycem – Mai Mochizuki
#WspółpracaRecenzencka #WAB
Czasem potrzebuję sięgnąć po książkę, której ciepły klimat pozwoli mi na chwilę zatracić się w innym świecie. Która będzie niczym puchowy koc w chłodny, jesienny wieczór. Czy właśnie taka okazała się „Kawiarnia pod Pełnym Księżycem”?
Czytam ostatnio sporo azjatyckich książek, których akcja rozkręca się dzięki magicznemu miejscu. Nie inaczej jest i tym razem. Kawiarnia pod Pełnym Księżycem działa tylko wtedy, gdy... księżyc jest w pełni. Pojawia się różnych nieoczekiwanych miejscach, ale to dopiero początek odmienności. W kawiarni tej pracują koty, a o zamówieniu decyduje personel, który oprócz posiłków serwuje swoim gościom również interpelację ich horoskopów.
Zacznę od tego, co tak naprawdę wyróżnia tę książkę na tle innych o podobnej tematyce. Jest to właśnie wspomniana wcześniej astronomia. Do tej pory zupełnie mnie ten temat nie interesował, a dzięki „Kawiarni…” dowiedziałam się naprawdę sporo. Może nie wszystko zapadło mi w pamięć, jednak podstawowe zagadnienia były tłumaczone w tak przystępny sposób, że jakąś bazę już mam.
I jeśli chodzi o wyróżniki… to w zasadzie tyle. W pozostałym zakresie książka realizuje założenia swojego gatunku, który określiłabym jako Cosy Fantasy Place. Po pierwsze: mamy ciepłe, urokliwe miejsce. Sama kawiarnia nie jest jednak jakoś szczególnie opisywana, a jej przenośny charakter sprawia, że czytelnik skupia się raczej na otoczeniu.
Po drugie: książka składa się z historii gości kawiarni. Co ważne, losy bohaterów wydają się niepowiązane, jednak ostatecznie wszystkie one tworzą spójną całość, a relacji między postaciami jest więcej, niż można by się spodziewać. Dla mnie jest to ogromny plus. Mogłam wyłapywać smaczki i cieszyć się, że opisywany bohater ponownie pojawia się w powieści, nawet jeśli zjawiał się tylko na chwilę.
Po trzecie: magiczne miejsce prowadzone jest przez życzliwe osoby pełne życiowych mądrości. Chociaż część myśli jest banalnie prosta, to jednak nie sposób odmówić im ważkości.
Po czwarte: opisywane historie mają coś wnosić, poruszyć, skłonić do refleksji, czy na chwilę zatrzymać czytelnika w pogoni za codziennością. Autorka nie epatuje emocjami, jej bohaterzy są dość chłodni, zdystansowani i grzeczni. A jednak mają w sobie to coś! Bardzo podobała mi się historia scenarzystki. Niezmiernie cieszy mnie, kiedy w książkach pojawiają się tak bliskie mi elementy jak gdy, czy pisanie. I właśnie dlatego scenarzystkę zapamiętałam najlepiej.
Po piąte: książka powinna mieć ciepły, chociaż refleksyjne klimat. Atmosfera „Księgarni….” faktycznie jest przytulna. Owszem, powieść skłania do myślenia, ale nie sprawia, że człowiek zalewa się łzami. Nawet trudne klimaty poruszane są w lekki, melancholijny sposób.
Po szóste: apetyczne dania! Ten obowiązkowy element również się tu znalazł. W powieści zarówno napoje, jak i posiłki, rozbudzają wyobraźnie czytelnika. Zostały nie tylko cudownie opisane, ale też zilustrowane. Co prowadzi do kolejnego wniosku: książka została pięknie wydana. Ładna okładka, numery stron w formie kotków oraz obrazki – prawdziwa przyjemność dla oka!
Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nie jest to tytuł szczególnie oryginalny. Jednak z drugiej, to jest właśnie to, czego szukałam. Ta ciepła opowieść pozwoliła mi się zanurzyć w świecie, w którym astrologia pomaga naprowadzić życie na właściwe tory, a dobre danie znaczy więcej niż tysiące słów.
Dominika Róg-Górecka
Jestem zainteresowana.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Nie słyszałam tego tytułu. Będę miała na uwadze.
OdpowiedzUsuń