Szczęście pisane marzeniem – Katarzyna Michalak
#WspółpracaRecenzencka #Znak
Co roku mówię sobie, że tym razem przeczytam świąteczne książki przed, a nie po Bożym Narodzeniu. Dlatego pełna optymizmu sięgnęłam po „Szczęście pisane marzeniem”. Czy udało mi się wczuć w magiczny, świąteczny klimat?
Gabriel był znanym YouTuberem. Miał wszystko, o czym może marzyć młody człowiek: pieniądze, popularność, perspektywy. I nagle okazuje się, że to nie jest mu do szczęścia potrzebne. W wypadku ginie jego siostra, a on traci sens życia. Zamyka się w leśnej głuszy, gdzie w pewną zimową noc spotyka zagubioną kobietę. Liwia jest na skraju śmierci, a panująca dookoła zamieć uniemożliwia znalezienie pomocy z zewnątrz. I w tych niesprzyjających okolicznościach dwoje poranionych dusz (a potem nawet czworo), będzie próbować wyleczyć swojej rany.
Katarzyna Michalak ma specyficzny styl pisania. Z jednej strony urzeka dynamiczną, pełną emocji fabuła, z drugiej strony łatwo wpada w schematy i przesadę. „Szczęście pisane marzeniem” to przykład tego drugiego, to powieść aż za bardzo w stylu Katarzyny Michalak, w której brakuje wyłącznie umiaru.
Ale po kolei! Powieść zaczyna się od wielkiego wydarzenia. Poznajemy Gabriela, gdy targa nim rozpacz po stracie siostry. Z każdego zdania aż wylewają się emocje. Problem jest tylko jeden: nie udzielają się one czytelnikowi. Niby wiedziałam, że powinno mi być smutno, ale nie było. Dopiero co poznałam głównego bohatera, o jego siostrze nie wiedziałam nic. Z tego powodu nie zależało mi na żadnym z nich i opisywane uczucia zupełnie nie robiły na mnie wrażenia.
Inną sprawą jest też to, że autorka funduje swoim bohaterom taką liczbę dramatów, że zwyczajnie nie bierze się ich na poważne. Tu nie ma problemów, tu od razu są tragedie. I gotowy na to czytelnik nie jest aż tak podatny na wzruszenia. W „Szczęściu pisanym marzeniem” mamy tyle dramatów, że można by nimi obdzielić kilka książek: gangsterzy, prostytucja, dwa śmiertelne wypadki drogowe, przemoc wobec dzieci, przemoc wobec kobiet i jeszcze wiele innych. A żadna z tych kwestii nie jest poruszona zbyt dokładnie, wszystko dzieje się szybko, bezrefleksyjnie i w mało angażujący sposób. Tutaj nawet kule lecą bez szczególnego powodu!
Mam wrażenie, że autorka starała się złapać zbyt wiele srok za ogon, za bardzo zaskoczyć czytelnika, a przez to otrzymała coś na kształt telenoweli. Zwroty akcji są, ale bardziej zabawne, niż poruszające. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że w książce, na sam koniec, otrzymujemy wiele stron „świątecznych rytuałów”. Tak, historia się kończy, a autorka opowiada nam o tym, jak poprawić sobie humor. Ten fragment książki przypomina coś na kształt poradnika – zapal świeczkę, napij się w spokoju kawy. Gdyby nie informacja, że to świąteczny okres, nic by na to nie wskazywało. Ot kilka oczywistych rad.
Frustrujące jest też idealizowanie bohaterów i kreślenie ich na jedną modłę. Są wspaniali, piękni, ale pokrzywdzeni. Zawsze winni są inni, a nie oni, nawet jeśli nieszczęścia dzieją się na ich własne życzenie. Autorka ma też słabość do tworzenia męskich przyjaźni, w których jeden pan mówi do drugiego per „bracie”. Widzę to już w kolejnej książce i trochę mnie ta schematyczność powoli zaczyna irytować.
Ale czy nie było w tej powieści nic ciekawego… Cóż, sam pomysł był niezły. YouTuberowa historia zapowiadała się ciekawie. Może mało realistycznie, ale jednak… Szkoda, że autorka wykorzystała ten wątek jedynie jako sposób na rozkręcenie opowieści.
A jak się w tym wszystkim mają święta? Gdzieś tam są, dokładnie na samym końcu. Nie poczułam niestety magicznego klimatu świąt, a jedynie przekonanie, że autorka coś na Boże Narodzenie musiała napisać. I to na szybko. Niestety… nie wyszło z tego nic dobrego.
Dominika Róg-Górecka
No tak, to przeładowanie treści jest czasami zgubne. Okładka piękna, ale też chyba irytowałyby mnie sprawy, o których piszesz.
OdpowiedzUsuń