Zanim się pożegnamy – Toshikazu Kawaguchi
#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoRelacja
„Zanim wystygnie kawa” to książka, dzięki której zakochałam się w azjatyckiej literaturze. Od tej pory cała ta seria zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu. Ale nie oznacza to, że jestem wobec niej mniej krytyczna. Wręcz odwrotnie! W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Czwarty tom serii nosi tytuł „Zanim się pożegnamy”. Ponownie jesteśmy w Tokio, w małej kawiarni. Jak głosi miejska plotka, można tu cofnąć się w czasie. Jednak obowiązuje kilka irytujących zasad, które wielu zniechęca. Myślą przewodnią tej części są szeroko rozumiane pożegnania. Każde z nich jest inne, raz chodzi o rozstanie, innym razem o ostatnie słowa. Jednak każde, bez wyjątku, porusza trudny temat i daje do myślenia.
Tak samo, jak w przypadku wszystkich poprzednich części, każdy rozdział to coś w rodzaju opowiadania. Jest skupiony wokół historii konkretnej osoby i nawet jeśli pojawia się ona później, to tylko w jednym rozdziale gra pierwsze skrzypce. Ponownie są to teksty poruszające trudne tematy i silnie oddziałujące na emocje czytelnika. Nie raz czułam wzruszenie i zastanawiałam się, co ja zrobiłabym na miejscu bohaterów.
Jednocześnie, pomimo ogromnego ładunku emocjonalnego, autor wciąż zachowuje niesamowicie prosty styl. Wszystko, co odczuwałam podczas lektury, było efektem przemyślanej fabuły, nie zaś łzawej narracji.
Bardzo ciekawie rozwinięto wątek zasady, zgodnie z którą wizyta w przeszłości nie może zmienić teraźniejszości. Dzięki temu wiele historii potoczyło się w nieoczywisty sposób. Ale to nie jedyny szczegół. Doprecyzowano też kilka innych aspektów technicznych, jednak bez zmian nic nie wiadomo na temat kwestii bardziej ogólnych: dlaczego właśnie w tej kawiarni można cofać się w czasie, kto nadał temu miejscu taką moc itp.
Brakowało mi też wątków dotyczących życia osobistego pracowników kawiarni. Parę razy były one zasygnalizowane, ale ostatecznie nie dowiadujemy się zbyt wiele na ten temat. Pod tym względem najbardziej intensywny był pierwszy tom i cały czas mam nadzieję, że następna część powtórzy ten pomysł.
Wspomniałam już, że motywem przewodnim tego tomu są pożegnania. Brzmi to oryginalnie, jednak ostatecznie ten tom powiela schemat poprzednich części. Czytając „Zanim się pożegnamy” miałam wrażenie, że po raz kolejny otrzymujemy to samo. Co więcej, w większości goście kawiarni chcieli spotkać się z osobami, które już nie żyły. Niby oczywiste, prawda? Po co cofać się w czasie, skoro można zwyczajnie porozmawiać. Prawda. Jednak liczyłam, że może tym razem autorowi uda się bardziej oryginalnie podejść do tematu, bo to, co sprawdzało się za pierwszymi trzema razami, powoli zaczyna nużyć.
„Zanim się pożegnamy” to powieść bardzo krótka, ma raptem 192 strony. Są one jednak po brzegi wypełnione emocjami i trudnymi sytuacjami. Jeśli już czytaliście tę serię, pewnie nie muszę Was zachęcać do 4 tomu. Jeśli jednak wciąż się wahacie, to moim zdaniem naprawdę warto zaryzykować i sięgnąć po ten cykl!
Dominika Róg-Górecka
Poprzednie książki autora wydane w Polsce czytałam i bardzo mi się podobały, więc po ten tytuł również na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuń